poniedziałek, 29 kwietnia 2013

2.

Na dźwięk domofonu zwlekłam się z łóżka, po czym pobiegłam do drzwi, żeby jak najszybciej wrócić do ciepłej pościeli. Owinęłam się dokładnie kołdrą, ale spokój nie był mi pisany tej nocy. Poczułam dwa mocne uderzenia w materac postępujące po sobie.
  -  Nikky, jak się czujesz?!  - krzyknęła mi do lewego ucha Pierre, a widząc, że Monika szykuje się do tego samego, tylko z drugiej strony zatkałam jej usta ręką.
  -  Dobrze mi się spało, ale mnie obudziłyście. I strasznie boli mnie głowa, fizycznie pięć na dziesięć psychicznie osiem na dziesięć. Nie ma się o co martwić, albo kładziecie się ze mną albo spierdalajcie na drugie łóżko. Chcę spać, jest piąta rano...  -  Zapaliłam fajkę.
  -  Martwiłyśmy się Nnnni-niiico-coll.. eee...  -  Monika nieźle się upiła, skoro nie mogła wypowiedzieć nawet "Nicole".  -  Maszz jak-kąś mii... skę?
  -  Leć do łazienki, idiotko, jak zarzygasz mi podłogę, to cię zabiję. Jakbyś czegoś potrzebowała, to mów, albo weź sama. Zaraz do ciebie przyjdę.  -  Odczekałam, aż doszła do łazienki.  -  Ile wypiła?
  -  Nie mam pojęcia, zgubiłam ją zaraz po tobie. Później znalazłam ją, jak klęczała w kiblu. Z miejsca zamówiłam taksówkę i przyjechałyśmy tu, chociaż ona chciała wracać do domu. Wyobrażasz sobie, gdyby w takim stanie weszła?
  -  Pójdę ją przebrać i położę spać. Ty też sobie coś ode mnie pożycz. Naprawdę chciałabym choć trochę odespać, żeby nie mieć aż tak dużego kaca.
Zebrałam Monię z podłogi, umyłam buzię, przebrałam w którąś z męskich koszulek i zaprowadziłam pod ramię do pokoju. Wymamrotała niewyraźnie "dz-dzi-kujęę", ucałowałam ją w czoło na dobranoc, a ona zaczęła już po chwili słodko pochrapywać.
Pierre patrzyła mi uważnie w oczy.
  -  Nikky, Jake nic ci nie zrobił?
  -  Nie, maleńka, jestem cała. Jakiś superman mnie uratował  -  opowiedziałam jej o nagłym pojawieniu się superbohatera.  -  No, dał mi swój numer, ale ja sobie poszłam. Nawet nie wiem, gdzie mam tą kartkę, chyba ją wyrzuciłam, nie pamiętam.
  -  No jak to, nie dość, że cię uratował, to jeszcze nawet nie zadzwonisz podziękować? Jak wstaniemy rano, od razu znajdę ci ten numer i dzwonisz.
  -  Przemyślę to  -  rzuciłam dla spokoju.  -  Dobranoc, Pierre.
Położyłam się twarzą do ściany, zamknęłam oczy, ale zanim zasnęłam jeszcze długo rozmyślałam o własnych uczuciach, które chyba gdzieś, kiedyś zgubiłam z kolejną kreską kokainy.

***

Włączyłam głośno Everything about you wsypując Nestle Fitness do trzech czarnych miseczek. Zaparzyłam trzy kawy i obowiązkowo wyjęłam dwa litry wody. Coś czuję, że dziewczyny będzie nieźle suszyć, a w razie, gdyby bolała je głowa, mam chyba gdzieś aspirynę.
  -  Wyłącz to, zwariowałaś?!  -  krzyknęła Monika z wyrzutem.  -  Głowa mi pęka.
  -  Widzę, że dobrze spałaś!  -  uśmiechnęłam się szeroko i podałam jej miskę.  -  Smacznego.
Od razu mi wybaczyła. 
  -  Serio, Nicole, więcej nie piję.  -  Aha, słyszę to trzeci raz w tym miesiącu!  -  Prawie nic nie pamiętam. Jak poszłam spać?
  -  Problemów nie sprawiałaś, grzecznie zwróciłaś kolację i dałaś zaprowadzić do łazienki. Nie mam zastrzeżeń.
  -  Boże, więcej nie piję!
  -  Jaaaaaasne - wtrąciła się Pierre przecierająca oczy.  -  Tak, jak rzucasz palenie i się odchudzasz od miesiąca?
Monika zabiła ją wzrokiem i wróciła do chrupania płatków, przed tym rzucając w nią miło jogurtem naturalnym.
  -  Zamknij się, blondynko.
Przede mną jeszcze dwa dni weekendu, ale nie mam żadnych pomysłów, jak go spędzić. Powinnam się uczyć, jednak perspektywa możliwej dzisiejszej imprezy wygrała z wizją stosu książek. Kurczę, takie rzeczy się wczoraj prawie wydarzyły, a ja mam ochotę dalej się bawić? Trudno. Pewnie nie mam mózgu.
Dziewczyny zostały u mnie do południa, umówiłyśmy się na wieczór, a ja jednak postanowiłam się pouczyć. Zrobiłam delikatną zieloną herbatę, wyłączyłam Twittera, Facebooka i  -  przede wszystkim  -  muzykę One Direction zastąpiłam cichymi nokturnami Chopina. Matematyka szła opornie, jak zawsze, ale rok sam się nie zaliczy. Uporałam się ze wszystkimi przedmiotami w trzy godziny, szwendałam się chwilę bez celu po domu, lecz nagle do głowy wpadł mi ciekawy pomysł. Szybko wskoczyłam w szare dresy, narzuciłam ciepłą bluzę, włączyłam 1D na słuchawkach, po czym wyszłam pobiegać.
Musiałam wyglądać komicznie, biegnąc w rękawiczkach i szaliku po zaśnieżonych dróżkach. Kto normalny uprawia jogging zimą? Kocham biegać, zawsze sprawiało mi to przyjemność. Ten stan, kiedy już naprawdę myślisz, że nie masz sił, ale pokonujesz bariery i biegniesz dalej. Czuję wtedy, że mogę osiągnąć wszystko. Myślałam przez te czterdzieści minut o wielu rzeczach  -  rozpadzie jedynego związku, jadłospisie na jutro, kiedy mama zacznie bywać w domu, egzaminach, przyjaciółkach, One Direction... Wysiłek fizyczny rozjaśnił myśli, łatwiej było dojść do konstruktywnych wniosków czy rozwiązań niektórych problemów. Postanowiłam zacząć więcej czytać, znów, gdzieś zatraciłam miłość do literatury. Zaplanowałam wycieczkę do biblioteki na jutro, ułożyłam "wirtualną" listę zakupów, pozachwycałam się głosami 1D w uszach, ale biegnąc i rozmyślając o tym wszystkim nie zauważyłam słupa. Wpadłam w niego z impetem, przewróciłam się do tyłu, a przed oczami przeleciała mi na sto procent cała konstelacja. Masowałam właśnie rosnącego guza, kiedy usłyszałam za sobą śmiech i dźwięk jadącego samochodu. Ulicą przejechało duże czarne volvo, w otwartym oknie zobaczyłam... Liama Payne'a. Tak, to był Liam Payne. To na pewno był Liam! Znam przecież ten śmiech... Ta chwila trwała niestety tylko ułamek sekundy, więc zaczęłam mieć wątpliwości co do prawdopodobności tego obrazu. Przypomniałam sobie, że nadal siedzę na ziemi i chyba przemokły mi dresy. Zebrałam się i trudno, z mokrą pupą pobiegłam w stronę domu.

***

Przez całą drogę do domu, wchodzenie po schodach, branie prysznica a nawet robienie siusiu nie mogłam przestać myśleć o tym, co zobaczyłam! Przecież to było niemożliwe. N i e m o ż l i w e, Nicole! Stop. Zatrzymaj się tu. Powstrzymaj myśli od dzikiego galopu w stronę obłędu. Kurczę, była już osiemnasta! Nawet potrząsnęłam kilka razy budzikiem, żeby sprawdzić, czy się nie zepsuł. Nie. Działał. Naprawdę osiemnasta. Za godzinę będzie Monika z Mike'em, Pierre z jakąś nową zdobyczą z wczoraj i paru znajomych. Muszę się ogarnąć! W wielkiej męskiej koszulce z potarganymi mokrymi włosami i bez choć odrobiny makijażu nie byłam zbyt seksowna.Kurczę, nawet nie wiem, czy szykuje się domówka czy klub. Cicho liczyłam na domówkę, więc pomalowałam się delikatnie i tak samo ubrałam. Zaraz, czy Mat w ogóle jest w domu?
  -  Młody!
  -  Zamknij się, przerwałaś mi, jesteś nienormalna?!  -  Wychylił się ze swojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą. A gdzie mama? Zadzwoniłam do niej. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty sygnał, poczta głosowa. "Zadzwoń." Pewnie na spotkaniu... Wtedy nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam tak myśląc.

***

Piję kolejnego drinka, jest druga w nocy. Od godziny siedzimy w pubie, jestem już strasznie pijana i naćpana. Tak, znów wciągałam, spotkałam w łazience jednego z moich "dostawców" i trudno, posypał mi kreskę. Nie wiem do końca w sumie, co się dzieje. Monia i Pierre wiedzą, co ze mną jest, a ja w to wbijam. Wbijam we wszystko wokół. Niedługo zwinę się do domu, przykryję kołdrą i poużalam nad życiem, bo po takiej fecie jak dziś na pewno nie zasnę jeszcze przez dwa dni.
Podnoszę się z ławy, na której siedzimy (w tym barze jest właśnie taki klimat  -  ściany z czerwonej cegły, ławy, gotyckie okna i tak dalej), narzucam kurtkę całuję wszystkich w policzki, wychodzę. Wiem, że M. i P. dziś też przyjdą. Idę ciemną uliczką, pada śnieg, palę papierosa, czuję nadal tą fetę, chciałabym coś zrobić, ale nie mam pomysłów. Staram się opanować, iść prosto do domu.
  -  No proszę, znów się spotykamy, tym razem jesteś bezpieczna...  -  usłyszałam za sobą.
  -  Nie byłabym taka pewna, czy bezpieczna  -  zamruczałam pod nosem.  -  Znamy się, kurwa?  -  Mam dosyć frajerów, którzy zaczepiają mnie w nocy tylko dlatego, że mam na sobie krótkie spodenki i cienkie rajstopy i idę sama.
  -  Uratowałem cię wczoraj. Ładnie się odwdzięczasz.
Rzeczywiście, głos kojarzę, ale jestem tak naćpana, że nie bardzo coś do mnie dociera.
  -  No możliwe, ale dzisiaj nie mam kłopotów panie pojawiam-się-w-najmniej-oczekiwanym-momencie. Wybacz, nie jestem w stanie rozmawiać. Dobranoc.
Chciałam tylko pójść do domu zahaczając o monopolowy i zamknąć się w pokoju z butelką jakiegoś wina i muzyką... W świetle latarni zauważył moje źrenice.
  -  Maleńka, jesteś pijana i coś brałaś. Jako mężczyzna nie mogę zostawić cię samej.
  -  Jako mężczyzna może chcesz mnie wykorzystać. Jesteś znów w kapturze.
  -  Może jestem uosobieniem Franka z "Donnie Darko"?
  -  Ups, to muszę stąd spierdalać. Nie mam ochoty na przepowiadanie końca świata. Mój już nie żyje, a ten tu na maksa mnie nie interesuje.
  -  Okej. Zdejmę kaptur, ale pamiętaj, że wtedy będziesz musiała ze mną pójść. Jeśli się teraz nie zgodzisz, jak mnie zobaczysz i tak pójdziesz. Tak myślę. Tak wnioskuję. Tak słyszę.
Zsunął kaptur uśmiechając się. Miał rację, tak słyszał. Stał przede mną Liam Payne.
W słuchawkach cicho grało Save you tonight.
Zemdlałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz